sobota, 23 stycznia 2010

Cable and Lace Wrap Cardigan

Normalnie nie znoszę jak zostają mi resztki włóczki. A niestety z reguły tak się dzieje, ponieważ zawsze, ale to zawsze zamawiam jej zbyt dużo. Pół biedy jak uda mi się z nich zrobić coś fajnego, ale zwykle kończą one swój żywot w kartonie w garderobie (czy też szajerku, jak poetycko mój małżonek zwie to miejsce :).

I tym razem po Not-So-Shrunken został mi ponad motek Kashmiru. Ale tym razem jestem z tego nawet zadowolona, ponieważ został on wykorzystany niemal do ostatniego centymetra na całkiem fajny (moim zdaniem) sweterek dla Julki.







 











4 komentarze:

effcia pisze...

ha! tobie zostało, a ja właśnie muszę zamówić moteczek, bo mi na rękawek zabrakło..... bo mam dla odmiany głupi zwyczaj zamawiania na styk....lub za mało....

a sweterek bardzo fajny. taki dorosły:)

Ula Zygadlewicz pisze...

Szajerek! Cóż zaurocze słowo. Czy Twój mąż sam na nie wpadł, czy skądś zasłyszał? A sweterek przepiękny.

polkaknits pisze...

Lepiej za dużo zamawiać niż za mało! To najgorsza rzecz jak zbraknie pół motka! ile to moich pomysłów padło z braku materiału. Cudne słowo: szajerek:) Pozdrawiam i zapraszam do mnie!

Mao pisze...

Moim zdaniem też całkiem fajny ;0) ,na pewno przydatny bo uroczy i tak lubię jak zostają motki z pożytkiem ;0)

A szajerek to chyba regionalna specjalność,też się tu( mieszkamy po sąsiedzku) z tym słowem spotkałam po raz pierwszy ;0)